Od ponad dwóch miesięcy wszyscy kibice piłkarskiej reprezentacji Polski czekali na pierwszy mecz pod wodzą nowego selekcjonera. Już na pierwszej konferencji prasowej zrobił dobre wrażenie. Pokazał się jako człowiek elokwentny, stanowczy i nieźle rozumiejący piłkę. Chyba nie było kibica, który nie czekałby z zapartym tchem na jego debiut przy linii bocznej boiska.
No i stało się. Polacy na zakończonym wczoraj zgrupowaniu zremisowali z Węgrami, pokonali Andorę i ulegli Anglii na Wembley. Nadszedł więc czas, by pokusić się o kilka wniosków na gorąco. Co już wiemy o Reprezentacji Paulo Sousy?
Prawdopodobnie będziemy grali trójką w obronie i wahadłowymi
Portugalczyk ma swoją wizję i raczej nie zakłada ona klasycznej gry dwoma stoperami. Już w pierwszym meczu z Węgrami dostaliśmy próbkę tego, jak może wyglądać docelowo ustawienie. Od pierwszej minuty na boisku zameldował się tercet: Bednarek, Helik, Bereszyński. Michał Helik nie zaliczył jednak dobrego występu i w 58 minucie opuścił plac gry ustępując miejsca temu, który miał być pewniakiem, a więc Kamilowi Glikowi. Przy liniach bocznych biegali zaś Arkadiusz Reca i totalnie nieprzyzwyczajony do tej pozycji Sebastian Szymański. Efekt był mizerny, bo aż trzy stracone bramki w Budapeszcie optymizmem nie napawały. Portugalski trener jest jednak konsekwentny w swoich postanowieniach. O ile w meczu z Andorą zobaczyliśmy klasyczną obronę z dwójką stoperów (wymusiła to gra trójka napastników i mizerny poziom rywala), o tyle z Anglią znów zobaczyliśmy trzech stoperów w linii obronnej. Tym Razem do składu wskoczył Maciej Rybus, a miejsce obok Helika i Bednarka zajął najbardziej doświadczony ze wszystkich Kamil Glik. Oba mecze z poważnymi rywalami zostały rozegrane w podobnym zestawieniu, a to już solidna podstawa, by podobnej sytuacji spodziewać się w kolejnych spotkaniach.
Takie zestawienie ma oczywiście swoje plusy:
- trzech stoperów i dwa wahadła to solidne zabezpieczenie przy grze z lepszymi piłkarsko drużynami
- można wówczas odpowiednio zagęścić środek i bardziej elastycznie niż w klasycznym ustawieniu z dwoma stoperami korygować formacje (nawet kilka razy w meczu)
- wszystkim reprezentacyjnym obrońcom zdarza się w swoich klubach przynajmniej sporadycznie grywać w takim zestawieniu
Pamiętajmy, że na wprowadzenie takich zmian potrzeba czasu, a my nie mamy go za wiele przed zbliżającym się zaległym turniejem Mistrzostw Europy. Widać tu jednak pewną myśl przewodnią i warto dać nowemu selekcjonerowi choć trochę naszej cierpliwości. Bardzo możliwe, że skład osobowy do takowego zestawienia obrony wykrystalizuje się szybciej, niż nam się wydaje.
Paulo Sousa nie boi się przyznać o błędu i nie zamyka się na dziennikarzy
Chyba wszyscy byliśmy dość mocno zmęczeni notorycznie powtarzanymi frazesami przez Adama Nawałkę i nie umiejętnym prowadzeniem relacji z mediami przez Jerzego Brzęczka. Wydaje się, iż właśnie stanowisko selekcjonera objął człowiek, który nie tylko potrafi rzeczowo opowiadać o meczu, ale przede wszystkim przyznać się do błędu personalnego i skrytykować piłkarza. Paulo Sousa zdecydowanie nie ucieka w banały i dość konkretnie odpowiada na pytania dziennikarzy. Słuchając jego wypowiedzi po wszystkich trzech dotychczasowych spotkaniach można odnieść wrażenie, że stara się ‘’grać w jednej drużynie z kibicami”.
Przykładem jest tu konferencja prasowa po spotkaniu z Węgrami. Portugalczyk wypowiedział się na niej bardzo konkretnie. Wspomniał o przeciętnym występie wahadłowych i wyraził ubolewanie nad brakiem systemu VAR w meczach eliminacyjnych. Dostało się również Jakubowi Moderowi. Sousa wytknął mu błędy i zarzucił zbyt wolne doskakiwanie do przeciwników. Jednak najwięcej pretensji po spotkaniu z Madziarami szkoleniowiec miał do samego siebie. Samokrytycznie ocenił swoje wybory personalne i z pełną stanowczością stwierdził, że gdyby mógł ustawić powtórnie drużynę na ten mecz, to by to zrobił. Nie często zdarza się słyszeć z ust trenera takie opinie – szczególnie po debiucie, gdy ma pewnego rodzaju taryfę ulgową.
Należy w tym miejscu zaznaczyć, że za nowym szkoleniowcem dopiero pierwsze zgrupowanie, a najważniejsze wyzwania dopiero przed nami. Tak czy inaczej, fakt bycia blisko z kibicami i nieodgradzania się od mediów jest dosyć istotny i napawa optymizmem na przyszłość. Możemy przypuszczać, że podobnie będzie z piłkarzami. Nikt z nas nie chce przecież kibicować kadrze odgrodzonej od świata.
Reagujemy na wydarzenia boiskowe i potrafimy odwracać rezultat spotkania
Można by spojrzeć na to z innej strony, nieco bardziej krytycznie. Bo czy nie można było lepiej wejść w mecz , by go potem nie odwracać?
Bez dwóch zdań – można było. Wystarczyło minimalnie inaczej ustawić drużynę taktycznie, ciut lepiej dobrać strategię. Spróbujmy mimo wszystko spojrzeć na te kwestie na chłodno.
Zarówno w Budapeszcie, jak i w Londynie spotkania nie układały się po naszej myśli. Widać było sporo nerwowości i niewymuszonych błędów w ustawieniu. W obu przypadkach to przeciwnik trafiał pierwszy do siatki. Biorąc pod uwagę, że to pierwsze zgrupowanie selekcjonera z drużyną, którą oglądał jedynie w telewizji większość z nas mogła przypuszczać, że nie wrócimy już do meczu (szczególnie przy 0-2 w Budapeszcie). A jednak się udało. Sztab przytomnie zareagował na sytuację boiskową i dokonał dobrych zmian.
Na szczególne wyróżnienie w pierwszym meczu zasługuje Kamil Jóźwiak. Zawodnik Derby County miał udział przy obu bramkach i to przede wszystkim dzięki niemu byliśmy w stanie wywalczyć cenny punkt. Na Wembley zaś opłacało się wpuścić Milika, który wyłożył piłkę Moderowi przy wyrównującej bramce. Mimo, że w środowym spotkaniu nie udało się wywalczyć nawet remisu, to jednak gra w drugiej połowie wyglądała zgoła inaczej niż w pierwszej. A to oczywiście za sprawą reakcji szkoleniowca w przerwie. W starciu z Andorą również mieliśmy do czynienia z trafionymi zmianami. Bramka na 3-0 to przecież od początku do końca zasługa rezerwowych. Z lewej strony dośrodkował Kamil Grosicki, a debiutancką bramkę w narodowych barwach zdobył Karol Świderski.
Nowe spojrzenie na reprezentację
Jedno jest pewne. Wszyscy mamy dość czekania na ‘’ostateczną wersję reprezentacji”, a wyświechtane hasło ‘’dajmy im popracować” działa na nas niczym przysłowiowa płachta na byka. Nie da się ukryć, że zaszły zmiany, a na polski futbol fachowym okiem patrzy właśnie osoba z zewnątrz. Już same odważne korekty w ustawieniu taktycznym i nowa filozofia powinny być powiewem świeżości. Czy Paulo Sousa okaże się dobrym wyborem Zbigniewa Bońka? Na odpowiedź będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Mamy przypuszczenie graniczące z pewnością, że trochę dłużej niż do najbliższego zgrupowania.
Na ten moment możemy jedynie spekulować. Piłka nożna jest przecież niekończącą się polemiką, a reprezentacja Polski naszym ulubionym tematem rozmów.