sad najwyzszyKolejne ważne rozstrzygnięcie w kwestii kredytów frankowych. Najnowsza uchwała Sądu Najwyższego będzie ważną wytyczną dla sądów powszechnych

W piątek 7 maja Izba Cywilna Sądu Najwyższego w siedmioosobowym składzie orzekła m.in., że w razie upadku umowy kredytu frankowego roszczenia banku i kredytobiorców rozliczane są niezależnie od siebie. Wskazała także, od którego momentu można liczyć bieg przedawnienia tych roszczeń. Zdaniem ekspertów sąd zachował się obiektywnie, uwzględniając interesy zarówno banków, jak i kredytobiorców. Uchwała SN ma moc zasady prawnej, co oznacza, że sądy powszechne – choć nie muszą – mogą się na nią powoływać. To z kolei ma zapewnić ujednolicenie orzecznictwa. 11 maja oczekiwana jest jeszcze jedna „frankowa” uchwała SN, tym razem w pełnym składzie.

– Najnowsza uchwała Sądu Najwyższego powinna być czytana łącznie z zeszłotygodniowym orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej – wskazuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr hab. Krzysztof Koźmiński, radca prawny z Wydziału Prawa i Administracji UW, partner w kancelarii Jabłoński Koźmiński, prezes Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki. – Oba rozstrzygnięcia dalekie są od jednostronności. Zarówno Sąd Najwyższy, jak i TSUE odrzucają radykalne tezy, daleko idące roszczenia i próbują uwzględnić interesy obu kontrahentów. Znamienne, że w treści uzasadnienia ustnego uchwały SN ani razu nie padło słowo „nieważność”, natomiast trybunał wielokrotnie zaakcentował sformułowanie „obiektywne podejście”.

Piątkowe orzeczenie poprzedzone zostało wydanym osiem dni wcześniej rozstrzygnięciem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (drugim w sprawie frankowiczów, pierwsze miało miejsce jesienią 2019 roku). TSUE odniósł się do pytań Sądu Okręgowego w Gdańsku i zdecydował m.in., że kwestie rozliczeń pomiędzy stronami na wypadek upadku umowy należą do domeny prawa krajowego.

W tych warunkach Sąd Najwyższy w piątkowej uchwale, interpretując przepisy Kodeksu cywilnego, przyjął, że w przypadku upadku umowy kredytu strony powinny się rozliczyć według teorii dwóch kondykcji. Mechanizm ten zakłada, że każda ze stron ma po prostu swoje własne, odrębne roszczenie, którego dochodzi od kontrahenta niezależnie od tego, czy jego roszczenie jest wyższe. Oczywiście roszczenia te mogą być potrącane (choć obecnie Kodeks postępowania cywilnego to utrudnia), ponadto przedsiębiorca może się powołać na prawo zatrzymania, dopóki kredytobiorca nie zaoferuje zwrotu otrzymanego przez siebie świadczenia.

– Mechanizm dwóch kondykcji, zgodnie z przepisami Kodeksu cywilnego, jest właściwy dla rozliczenia upadłej umowy wzajemnej – komentuje dr Michał Jabłoński, adwokat, partner w kancelarii Jabłoński Koźmiński, wiceprezes Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki. – Tymczasem wiele wskazuje na to, że roszczenie banku o zwrot kapitału kredytu i roszczenie kredytobiorcy o zwrot zapłaconych rat kapitałowo-odsetkowych nie mają względem siebie wzajemnego charakteru; przykładowo zwrot pożyczonego kapitału nie jest ekwiwalentem udostępnienia kredytobiorcy kapitału do dyspozycji. Niejasne jest, czy Sąd Najwyższy wziął ten problem pod uwagę, czy też teza o konieczności zastosowania dwóch kondykcji została wyrażona bez analizy tej kwestii.

Jak wyjaśnia biuro Rzecznika Finansowego, który zwrócił się do SN o wyjaśnienie tych kwestii, do tej pory sądy powszechne prezentowały rozbieżne stanowiska w sprawie wzajemnych rozliczeń. Zgodnie z drugim mechanizmem – teorią salda – rozliczeniu podlegałaby tylko różnica między wypłaconym przez bank kapitałem a zapłaconymi już przez klienta ratami. Zdaniem RF stosowanie tej teorii nie jest korzystne dla kredytobiorców.

– Sąd Najwyższy w sprawie III CZP 6/21 nie odniósł się do kwestii zwrotu kosztów udzielonego przez bank kapitału. Jednak nie możemy odrywać tego orzeczenia od wyroku TSUE C-19/20 z końca kwietnia, który wskazał, że na sądzie polskim będzie ciążył obowiązek obiektywnego poinformowania o konsekwencjach prawnych upadku umowy kredytu denominowanego/indeksowanego. W tym wyroku TSUE wskazał również „roszczenia restytucyjne”, co należy odczytywać jako „wynagrodzenie za udzielony kapitał” – tłumaczy dr Jarosław Bełdowski, radca prawny, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Osoby, które zaciągnęły kredyt w walucie obcej, głównie we franku szwajcarskim, domagają się upadku umów, zwrotu wysokich odsetek, powstałych na skutek ponad dwukrotnego umocnienia się franka do złotego w stosunku do stanu sprzed kryzysu finansowego 2008–2009, lub przeliczenia kredytu na złote według kursu z dnia podpisania umowy. Banki natomiast chcą dochodzić kosztów korzystania z kapitału.

– Sąd Najwyższy potwierdził rzecz dość oczywistą, ale ważną. W celu oceny biegu przedawnienia konieczne jest zachowanie zdrowego rozsądku i obiektywnego podejścia. Uznał, że w przypadku konsumenta bieg terminu rozpoczyna się w chwili, w której konsument dowiedział się lub mógł dowiedzieć się o niedozwolonym charakterze postanowienia. W przypadku roszczeń banku termin ten będzie późniejszy, bowiem jego początek należy wiązać z momentem, w którym konsument poinformowany o skutkach upadku umowy przez sąd wyraża na to definitywną zgodę, a umowa uznana za trwale bezskuteczną – wyjaśnia dr hab. Krzysztof Koźmiński. – Nie ma zatem aktualnie żadnych podstaw do uznania roszczeń banku za przedawnione. Stanowisko to jest zresztą zgodne z orzecznictwem TSUE.

Rozstrzygnięcie, którego banki obawiają się najbardziej, a na które liczą kredytobiorcy, to orzeczenie o upadku umów bez zwrotu kapitału oraz kosztów przez klientów. Banki straciłyby na tym ponad 230 mld zł. Po wyważonym orzeczeniu SN akcje banków mających w portfolio znaczący udział kredytów walutowych (Millennium, mBanku, PKO BP, Santandera, Getin Noble Banku) ruszyły na GPW w górę.

– Uchwała ma moc zasady prawnej, co oznacza, że jeżeli w przyszłości Sąd Najwyższy będzie chciał orzec inaczej, to musi przedstawić sprawę do rozstrzygnięcia składowi całej izby. Sądy powszechne nie są tą uchwałą związane co do zasady – tłumaczy dr Jarosław Bełdowski. – Jednakże każdy skład orzekający musi wziąć pod uwagę, że „jego” sprawa również może trafić do Sądu Najwyższego i w orzeczeniu takim należy podać argumentację, która przekona sędziów SN do zmiany poglądu.