Pod względem liczby odnotowanych przypadków kleszczowego zapalenia mózgu ubiegły rok był rekordowy w krajach takich jak Czechy, Słowacja i Niemcy, gdzie zakażeń było nawet do 60 proc. więcej niż rok wcześniej. W Polsce, według danych PZH, odnotowano ponad 40-proc. spadek. Zdaniem ekspertów pokazuje to tylko, jak zmiany w funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej wywołane pandemią wpłynęły na diagnostykę i raportowanie przypadków KZM. Jak podkreślają, rzeczywista liczba zakażeń wirusem KZM rośnie z każdym rokiem, a szczepionka jest jedynym sposobem, żeby się przed nim uchronić.
W tym roku rzeczywiście zaobserwowano duży wzrost zakażeń kleszczowego zapalenia mózgu w krajach sąsiadujących. Jest to na pewno związane z pandemią, ponieważ ograniczone są wyjazdy, a zalecony jest kontakt z naturą, rekreacja na świeżym powietrzu, czyli więcej możliwości eksponowania się na pokłucia przez kleszcze. W krajach sąsiednich jest lepszy system raportowania, czyli zgłaszania i liczenia tychże wszystkich przypadków. W naszym przypadku oddziały zakaźne, oddziały, które zajmowały się leczeniem kleszczowego zapalenia mózgu zostały teraz przeznaczone do leczenia pacjentów z COVID-19, w związku z tym pacjenci z objawami kleszczowego zapalenia mózgu trafiają często do oddziałów internistycznych, albo oddziałów neurologicznych. Tam jest rozpoznawana neuroinfekcja ośrodkowego układu nerwowego, ale często niepotwierdzona badaniem serologicznym, co pozwala zgłaszać i raportować do Narodowego Instytutu Zdrowia, dlatego relatywnie tych przypadków u nas wydaje się być mniej.
N: Ale mimo wszystko spodziewamy się, że to zagrożenie jest teraz większe, z czego to wynika?
Na pewno w tym momencie zaczyna się już sezon aktywności kleszczy, więcej czasu spędzamy na świeżym powietrzu, ponieważ inne aktywności mamy ograniczone, czyli większe możliwości eksponowania się. Natomiast w ostatnich latach obserwujemy większą liczbę zakażonych kleszczy, co jest związane ze zmianami klimatycznymi, jest to zjawisko, które obserwowane jest w całej Europie, poświęcono temu wiele badań i szczególnie ciepły okres trzeciej dekady kwietnia wpływa znacząco na ilość zakażonych kleszczy, które już są wtedy aktywne.
N: Jakby Pani profesor powiedziała, jak wygląda przebieg kleszczowego zapalenia mózgu?
Po ukłuciu przez kleszcza, jeżeli zostaniemy zakażeni, zostaną wprowadzone wirusy kleszczowego zapalenia mózgu do skóry, w większości przypadków nie dzieje się nic dlatego, że nasz układ immunologiczny jest dostosowany do radzenia sobie z wieloma wirusami, bakteriami, tak jesteśmy skonstruowani, żeby przetrwać w tym środowisku pełnym wrogich nam bakterii i wirusów. Jeżeli organizm sobie nie poradzi z tymi wprowadzonymi wirusami, rozwija się wiremia i mamy objawy grypopodobne. Najczęściej to jest, jeżeli występuje latem, w sezonie nie tzw. grypowym, nazywamy to letnią grypą. I na tym choroba może się również skończyć, jeżeli wirus zostanie wyeliminowany w czasie wiremii, w czasie, kiedy on się rozprasza już do innych narządów i organów. Wtedy gorączkujemy, mamy objawy grypopodobne. Na tym etapie również choroba może się skończyć, natomiast w 30 lub mniej procentach wirus dostaje się do ośrodkowego układu nerwowego. Wówczas mamy taką pauzę, czyli poprawę kliniczną po tych objawach grypowych i pojawia się silny ból głowy i tutaj ta prezentacja neurologiczna bywa różna. Najłagodniejszą postacią jest kleszczowe zapalenie opon, czyli ból głowy, gorączka z nudnościami, z bardzo wysoką gorączką, tacy pacjenci już są hospitalizowani. I to jest najlepsza opcja. W gorszych wariantach, rzadszych, ale gorszych mamy zapalenie mózgu, predyspozycje do rogów przednich rdzenia kręgowego na wysokości szyi, więc mamy często powikłania w postaci porażenia splotu barkowego, niedowładu kończyn, jednej górnej kończyny, dwóch, a nawet czterech. Mamy zaburzenia równowagi, w najgorszym przypadku mamy zaburzenia oddechowe, które mogą zakończyć się niepomyślnie.
N: Jak często dochodzi właśnie do takiego negatywnego rozwoju choroby i jak wygląda leczenie?
Tak naprawdę to nie wiemy, jak potoczy się rozwój choroby, zależy on w głównej mierze od naszej immunologii. Jeżeli jesteśmy przygotowani poprzez szczepienia, to mamy gwarancję, że ten wirus zostanie wyeliminowany, choroba się nie rozwinie. Im słabsza jest nasza immunologia, czyli osoby starsze, osoby poddane leczeniu immunosupresyjnemu, osoby po transplantacjach narządów, ale czasami też i osoby młode, nie wiemy dlaczego, rozwijają te ciężkie postacie neurologiczne. One proporcjonalnie oczywiście stanowią tylko pewien odsetek, to jest 5-10 proc. tych bardzo ciężkich postaci, ale zdarzają się. Niestety nie ma leczenia, które by zadziałało przyczynowo na namnażanie się wirusa, tak jak w przypadku COVID-a, tak jak w przypadku wielu infekcji wirusowych, leczymy tylko objawowo. Czyli, jeżeli gorączkujemy i mamy bóle głowy, obniżana jest gorączka i stosowane jest leczenie przeciwbólowe, jeżeli mamy objawy nadciśnienia śródczaszkowego, zmniejszamy to nadciśnienie śródczaszkowe. Jeżeli dojdzie do porażeń, tych powikłań neurologicznych, pozostaje nam rehabilitacja po przejściu ostrego okresu choroby. W najgorszych wariantach pacjenci wymagają mechanicznej wentylacji, czyli wspomaganego oddechu i to są te najgorsze przebiegi.
N: A czy ogólnie liczba tych przypadków rośnie w ostatnich latach?
Od 1993 roku zapadalność na kleszczowe zapalenie mózgu weszła na wyższy poziom i obserwujemy tych przypadków od 200 do 300 w całej Polsce, z czego połowa przypada na województwo podlaskie i warmińsko-mazurskie. Natomiast z badań, które się prowadzi i w tej chwili z obecnych rekomendacji, które powstały wiemy, że cały teren Polski jest uznany za region endemiczny z regionami wysoko endemicznymi na Podlasiu i Warmii i mazurach. I z tych badań wynika również, że ilość tych przypadków jest niedoszacowana dlatego, że to są tylko te policzone przypadki, które były hospitalizowane, ci chorzy trafili do szpitala i mieli potwierdzone zakażenie badaniem serologicznym, co pozwala zgłaszać do Narodowego Instytutu Zdrowia z określonym numerem, który oznacza kleszczowe zapalenie mózgu. Jeżeli takie badanie nie zostało wykonane, a pacjent był leczony, bo leczony jest objawowo, to trafia z rozpoznaniem neuroinfekcja o nieustalonej etiologii, bądź zakażenie wirusowe o nieustalonej etiologii, bądź wirusowe zapalenie opon i nie powiększa to nam tych danych, które wskazują, że mogło to być kleszczowe zapalenie mózgu.
N: Jak w takim razie powinna wyglądać profilaktyka?
Profilaktyka, tak jak już powiedziałam wcześniej, to jest przebieg choroby, to jest wypadkowa naszej immunologii i wirusa, który ma możliwość namnażania się. Im silniejszy jest nasz stan immunologiczny, im jesteśmy młodsi i zdrowsi, tutaj szanse rozwinięcia ciężkiego zakażenia są mniejsze, ale najlepszą profilaktyką jest po prostu zaszczepienie. Dlatego, że mając wygenerowane przeciwciała, już ten wirus zostanie zidentyfikowany i unicestwiony, czyli nie dojdzie do rozwoju choroby. Szczepionkę, którą posiadamy na rynku i regularnie stosują pracownicy Lasów Państwowych, przestali chorować na kleszczowe zapalenie mózgu, czyli ta grupa zawodowa, w której było najwięcej zachorowań związanych z narażeniem zawodowym, nasi leśnicy przestali chorować na kleszczowe zapalenie mózgu. Tak że szczepionka jest bardzo efektywna, bardzo skuteczna i oczywiście pozwala przygotować się na potencjalny kontakt z wirusem.
Ryzyko zakażenia kleszczowym zapaleniem mózgu dotyczy wszystkich osób, które są eksponowane na pokłucia przez kleszcze. Ale nie zależy to od częstości dlatego, że z badań wynika, że równie często chorują mieszkańcy obszarów wiejskich, jak i obszarów miejskich, czyli incydentalny wypad do lasu, czy bieganie, jogging po lesie również wiąże się z takim ryzykiem. W związku z tym osoby, które uprawiają pewną aktywność sportową w bliskości z naturą, osoby, które jeżdżą rowerem po lesie, osoby, które wychodzą z psem na spacer również są narażone jak osoby narażone zawodowo, bądź z racji miejsca zamieszkania.
Myślę, że atmosfera sprzyja, że ludzie się przekonują do szczepień, bo do tej pory to taki trochę groch o ścianę. I nawet na Podlasiu, gdzie tych zachorowań jest naprawdę dużo, to tak jak pytamy pacjentów, dlaczego się pan, pani nie szczepił, nie szczepiła, dziadek był kłuty przez kleszcze, babcia, ojciec, właściwie to z kleszczami jesteśmy zaprzyjaźnieni i nikt tego ryzyka jakby nie docenia. Tak że nawet tu, gdzie tych kleszczy jest dużo i ta ekspozycja jest duża, to szansa uchronienia się przez przyczepienie jest taka niedoceniana. Ale myślę, że COVID ludziom też trochę przewartościuje potrzebę szczepień, że to jednak nic strasznego, bo ludzie jadąc na Zanzibar, to się boją malarii i ziki i wszystkiego innego, a jadąc na Mazury w ogóle nie myślą, że mamy naszą własną chorobę.
Artykuł pochodzi z https://biznes.newseria.pl/